W dniach 13.- 16. stycznia 2013 roku uczennica klasy I g Pierwszego Społecznego Gimnazjum w Gdyni- Julia Karpińska wraz z nauczycielem języka angielskiego- panią Agnieszką Babińską były na spotkaniu przygotowawczym w Norwegii.

Współpracę z Norwegią zapoczątkowała pani Dorota Płaczek- nauczyciel języka niemieckiego.

Spotkanie to dotyczyło organizacji projektu, który ma się odbyć w marcu, i w którym wezmą uczniowie z naszych szkół, tj. z Pierwszego Społecznego Gimnazjum, Pierwszej Społecznej Szkoły Podstawowej oraz Gdyńskiego Liceum Autorskiego.

W projekcie weźmie udział po 8 osób z następujących krajów: Norwegia, Słowenia, Chorwacja i Polska.

Projekt będzie dotyczył aktywności typowo zimowych: jazda na skuterach śnieżnych po górach, nocleg w wigwamach, wieczór w basenie, zbudowanym w skale (zdjęcie poniżej).
Na uczestników czeka mnóstwo atrakcji i przede wszystkim poznanie kultur innych krajów.

Poniżej relacja z pobytu w Norwegii Julki Karpińskiej:

Gdy słyszę słowo “Norwegia” od razu przychodzą mi do głowy zdarzenia, które miały miejsce 2 tygodnie temu…. Na spotkaniu organizacyjnym dot. Projektu w Norwegii, na którym byłam wraz z Panią Agnieszką Babińską.
Był to niezapomniany wyjazd, dlatego tak lubię o nim opowiadać…
Wszystko zaczęło się na lotnisku w Gdańsku, wylot był 13 stycznia, a pogoda sprzyjała. Lot zapowiadał się miły-taki w rzeczywistości był, gdyż trwał tylko godzinę i czterdzieści minut. Było wielu pasażerów.
Po udanym locie wysiadłyśmy z Panią Agnieszką z samolotu i podążałyśmy za znakami na lotnisko, na którym czekał na nas Bjørnar-organizator projektu WinExNo i Jan-wolontariusz ze Słowacji.
Po krótkiej rozmowie z organizatorem okazało się, że musimy poczekać jeszcze dwie godziny na grupę z Chorwacji i Słowenii.
Wydawało się to nam bardzo długo, ale czas nam miło upłynął na rozmowie z Bjørnarem i Janem.
Po dwóch godzinach interesującej dyskusji o muzyce, i naszych kulturach w końcu przyjechali Słoweńcy i Chorwaci.
Grupa z Chorwacji w składzie: Leia i Igor (ale każe na siebie mówić Speja).
Grupa ze Słowenii w składzie:Emil i Miha.

Po dwóch i pół godzinie jazdy “busem”dojechaliśmy w końcu do Overhalli, czyli miasteczka w którym mieliśmy mieszkać. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że jest -15 stopni, więc niespecjalnie ciepło.
Po obejrzeniu pokoi i rozpakowaniu się, zeszliśmy do „salonu narad”, w którym ustalaliśmy szczegóły dotyczące projektu.
Bjørnar powiedział, że poda nam „uroczystą” norweską potrawę, którą się jada na chrzcinach, komuniach,ślubach i stypach…

Potrawa nie była specjalnie smaczna, a wyglądała mniej więcej tak:
Ugotowane, nieposolone, szare małe klopsy podane w garnku z wodą, do tego rozwalone podczas gotowania ziemniaki również nieposolone i marchewka starta na miazgę nieposolona i rozgotowana. Jako przystawka był chrupiący norweski chleb.

A jadło się to tak: Nakładało się najpierw „pyszne” klopsy razem z wodą, do tego, marchewka, na wierzch ziemniaki i trzeba było to wszystko przemieszać, zagryźć chlebem i popić Colą(!). Nie było to smaczne danie…
Następnego dnia wybraliśmy się do parku ze zwierzętami zimowymi.

Dowiedzieliśmy się, że jedną noc spędzimy w Tipi, które znajdują się w tym parku. Niestety nie widzieliśmy żadnych zwierząt, ponieważ wszystkie spały.
Potem odwiedziliśmy centrum młodzieżowe, w którym graliśmy w bilard i zjedliśmy lunch. Szczególnie długo zajęło nam opanowanie gry w bilard i rozegranie kilku partii.
Po udanych chwilach w centrum młodzieżowym oglądaliśmy szkołę w której będziemy mieszkać podczas projektu w marcu.

Na koniec dnia była kolacja, tym razem lepsza, bo łosoś, ale niestety mrożony…. Dowiedzieliśmy się też, że Norwegowie biją rekordy pod względem jedzenia mrożonej pizzy.

Ostatniego już dnia czekało nas jeszcze odwiezienie grupy na lotnisko, ponieważ my miałyśmy lot następnego dnia.

Najpierw odwiedziliśmy basen w Namsos, w którym spędzimy wieczór podczas projektu w marcu.

Po wizytacji basenu udaliśmy się do centrum młodzieżowego, gdzie poznaliśmy wolontariusza z Francji i kolejnego organizatora projektów młodzieżowych. Potem czekała nas jeszcze dwugodzinna droga do Trondheim. Po drodze wszyscy oglądali fiordy, ja niestety nie bo za szybko biegały 😉 Tak naprawdę to akurat słuchałam muzyki i patrzyłam w inną stronę…
Jak już zobaczyli wszyscy (no prawie) fiordy to dojechaliśmy do Trondheim. Odwieźliśmy grupę na lotnisko, pożegnaliśmy się…
A ja z Panią Agnieszką udałyśmy się do hotelu, ponieważ lot miałyśmy dopiero następnego dnia.
Co ciekawe hotel nazywał się „Hell”….


Następnego ranka udałyśmy się na lotnisko gdzie stałyśmy jako pierwsze do odprawy (wow, nigdy mi się to nie zdarzyło).
Oczywiście były podejrzenia, że wnoszę coś niebezpiecznego więc musiałam przejść jako jedyna rewizję, niezwykle dokładną….
Po odprawie spojrzałyśmy na tablicę wylotów. Miałyśmy opóźnienie ponieważ lotnisko w Gdańsku było tak oblodzone,że samolot nie mógł wystartować. Pomyślałyśmy no trudno poczekamy….
Samolot był praktycznie pusty, więc nie było ścisku.
Lot minął szybko gdyby nie lądowanie….

Już schodziliśmy do lądowania, tylko, że była duża mgła i lotnisko było oblodzone więc nic nie było widać a w dodatku było ślisko. Krążyliśmy nad lotniskiem dobre pół godziny zanim z trudem wylądowaliśmy.
Potem już poszło gładko.
Generalnie dobrze wspominam ten wyjazd, poznałam tam fajnych ludzi i mam nadzieję, że wrócę tam w marcu:)